Recenzja: Domowe laboratorium wiedzy

Książka ta na pierwszy rzut oka wygląda bardzo przyjemniej: jasna, kolorowa, z sympatycznym bohaterem. Podzielona na działy – przy przewertowaniu widać, w jakim dziale się znajdujemy, widać też obok rysunkowego bohatera zdjęcia eksperymentujących dzieci.

Jeśli jednak ktoś czytał serię opisaną powyżej, to… natychmiast zorientuje się, że czyta dokładnie to samo. Szybki rzut oka na stopkę redakcyjna to potwierdza: obydwie książki to tłumaczenia tych samych autorów, jednak wydane raz w osobnych zeszytach (Bellona), raz w jednej książce (Zielona Sowa).

Merytoryka „faktów” i doświadczeń zostały omówione w opisie serii „Eksperymenty Naukowe…”. Warto dodać, że Zielona Sowa miała tłumacza, który nie popełniał tak fatalnych sformułowań. Dużym plusem jest też zwrócenie uwagi na szatę graficzną – zamiast kopiowania jaszczurów (zapewne normalnych w kraju wydawcy) przerobiono głowę postaci na uśmiechniętego misia, dołożono też rękawiczki i buty, chociaż nie zadbano, żeby miał konsekwentnie albo 4 albo 5 palców:) Czasem też rozjaśniono tło. W efekcie książka sprawia dużo lepsze wrażenie, przyjemniej ją czytać, poziom języka wzrósł – ale wciąż są to eksperymenty opisane powyżej, w faktach na końcu są te same błędy. Na szczęście wycięto wstępy, w których błędów było jeszcze więcej.

Dariusz Aksamit