Wyjazd do Holandii na budowanie domków na drzewach – relacja

W dniach od 27 maja do 4 czerwca 2019 roku uczestniczyłem w odjazdowym projekcie zorganizowanym przez Builtendoor w Holandii. Uczestniczyło w nim 35 osób z siedmiu krajów kontynentu europejskiego. Uczestnictwo ekipy z Polski zapewniała Pracownia Nauki i Przygody, będąca częścią europejskiej sieci Outdoors as a Tool, skupiającej organizacje, które działają na rzecz rozwoju outdoor education jako narzędzia do rozwoju i kształcenia. Poznałem tam wspaniałych i niezwykłych ludzi, uczestniczyłem w ogromnym projekcie budowlanym i teambuildingowym, ale przede wszystkim wspaniale się bawiłem i żyłem tym lepszym życiem – czułem się potrzebny, czułem potrzebę bycia częścią tej wspaniałej grupy… a do tego o nic nie musiałem się martwić!
Ale od początku: Jako wolontariusz fundacji Pracownia Nauki i Przygody często dostaję zaproszenia do uczestniczenia w ciekawych projektach i inicjatywach. Jednym z nich było „budowanie domków na drzewach w Holandii”. Dokładnie tyle informacji i taki komunikat miałem w swojej
głowie gdy zgłosiłem się do uczestniczenia w tym projekcie. Z racji swojego usposobienia i zainteresowań od samego początku bardzo wkręciłem się w ten pomysł.

Wylot z Warszawy – mocna ekipa: ja razem z Justyną, Jadwigą oraz Anetą w jednym samolocie… na szczęście każdy osobno, żeby nie przekroczyć masy krytycznej outdoorowej zajawki na samym starcie.
Dotarcie z lotniska w Amsterdamie do Nunspeet nie sprawia żadnych kłopotów, tym bardziej iż większość z nas już przebyła tą trasę przynajmniej raz. Z Nunspeet autem zabiera nas Laura z Holandii – to ona odpowiada za część organizacyjną tego projektu z ramienia Builtendoor. I od tej pory wszyscy przechodzimy na język angielski – cały projekt odbywa się w tym języku.

Biwak „Camp Builtendoor” jest ogromny i świetnie rozplanowany. Po dotarciu do niego okazuje się że jesteśmy jednymi z pierwszych uczestników i mamy do wyboru dowolny z czterech namiotów mających pomieścić wszystkich uczestników. Oczywiście wspólnie wybieramy ten najbliżej kontenera z prysznicami… Ważną częścią rozgoszczenia się jest
wywieszenie flagi naszej fundacji zaraz obok flagi Unii Europejskiej – wzięte specjalnie na tą okazję. Dzień przyjazdu upływa na poznawaniu się, powitaniach kolejnych przybywających uczestników oraz zapoznawaniu się z obozowiskiem.

Dzień pierwszy – gry team building, w tym nasza gra – platformy. Poznajemy się coraz lepiej i pomimo iż zapamiętywanie imion jest moją słabą stroną o dziwo kojarzę z nimi ogromną większość twarzy.


Dzień drugi – w końcu na drzewa!
Uczestnicy podzielili się na dwie grupy – jedna uczyła się wiązać węzły, a druga technik wspinania się na drzewa. Po kilkudziesięciu minutach umiałem już zawiązać węzeł na którym wiszą te wszystkie wielkie i ciężkie kłody sosnowe – budulec tych wszystkich domków. Szybki podział na grupy i już powoli mozolnie wspinamy się po drzewach…

Pierwszego dnia na drzewie spędziłem kilka godzin – nowe umiejętności i masa pozytywnej energii od ludzi wokół to dla mnie przepis na dobrze spędzony czas!

Trzeci dzień – znowu na drzewa!

Od rana ruszamy budować kolejne platformy i z ochotą po raz kolejny wspinam się na drzewo. Tym razem do założenia jest most ze slacklinea oraz stalowa lina bezpieczeństwa nad nim. Łączymy tym sposobem budowaną właśnie platformę z zaczętą wcześniejszego dnia.

Tego dnia jest też czas naszego gotowania – każda ekipa z poszczególnych krajów ma do zrobienia kolację dla całej grupy. Nasze gotowanie wyszło bosko – dziewczyny z Polskiego zespołu spisały się wspaniale! I pomimo ogromnej ilości całe jedzenie zniknęło z garnka.

Czwarty dzień – team building – na domkach.

Tego dnia nasza ekipa prowadziła jedną z czterech gier odbywających się na zbudowanych wcześniej domkach i w ich pobliżu. Do tego wspinaczka na “Jacob’s Ladder” – wiszące szczeble tej drabiny rozstawione są z coraz większą odległością i wchodzenie po niej nie jest łatwe, na szczęście miałem dobrą pomoc w postaci mojego “Buddy” – Petera z Łotwy. Razem daliśmy radę! Byłem taki szczęśliwy że dałem radę. A potem gdy zobaczyłem jak to samo robią inni tylko w opaskach na oczach uświadomiłem sobie o ile łatwiej miałem ja.

Po południu uczestniczymy w projekcie “Deciding line” i z ogromnej masy pomysłów – ja chciałem zbudować katapultę i ten pomysł w kilku formach dotarł niemal do końca – tworzymy grę dla całej grupy w której wszyscy uczestniczą i bawię się świetnie. W tej grze jedna osoba porusza się po obozowisku w opasce na oczach i jest kierowana przez drugą osobę. Ja prowadząc swojego “zawodnika” po prostu śpiewam i mówię po polsku a on porusza się za dźwiękiem mojego głosu – polskie słowa w stu procentach wystarczą żeby miał pewność że idzie za mną. Po krótkiej chwili dochodzimy do takiej wprawy że bez obaw biegamy po obozowisku! Cała masa śmiechu i zabawy!

Piąty dzień – gra miejska w Zwolle City.

Mocna ekipa z Łotwy przygotowała w położonym nieopodal mieście – Zwolle (korzystając z google maps i informacji o tym mieście w internecie) grę miejską. Wspaniała gra która zajęła nam cały dzień i zmusiła do zwiedzenia starego miasta w Zwolle. Nagrałem wywiad z mieszkańcem Zwolle, wiązałem i rozwiązywałem węzły, rozwiązywałem zagadki logiczne i matematyczne. Do tego zadania typu zaśpiewać piosenkę nieznajomej, przytulić kogoś czy przewieźć na barana… Wspaniale się bawię z wspaniałymi ludźmi.

Szósty dzień – znowu na drzewach!

Po odpoczynku w mieście wracamy na drzewa. Jednak zanim obóz się obudzi ja wsiadam na rower i ruszam zwiedzać. Holandia w mojej głowie to wiatraki i tulipany. Tych nowoczesnych wiatraków – elektrowni wiatrowych jest tam wszędzie bardzo dużo, ale udaje mi się znaleźć i taki oldschoolowy. Na pola tulipanów nie trafiłem.

Gdy już jesteśmy na domkach mamy ambitny plan skończyć wszystkie trzy platformy – tak aby dało się nocować na nich. Dzięki zdobytemu doświadczeniu oraz po wcześniejszym odpoczynku cała grupa pracuje jak jeden zgrany mechanizm. Każdy ma swoją rolę do odegrania – od wspinania się na drzewa do wbijania gwoździ. I w moim odczuciu każdy tą rolę wypełnia.

Czekając na kolejną kłodę do wciągnięcia i przywiązania do drzewa patrzyłem na tą naszą pracę i czułem się częścią tej grupy, czułem się ważny i potrzebny. Chyba tego każdy w swoim życiu potrzebuje – czuć sens swojego istnienia. W tym momencie to właśnie czułem.

Platformy udaje się nam dokończyć, obiad jemy na jednej z nich – prawie 35 osób w domku na drzewach przy wspólnym posiłku. W nocy chętni idą ze śpiworami do domków i wspólnie spędzają tam noc. Podobno w nocy pod domkiem na którym spali hałasowały dziki…

Siódmy dzień – dzień pożegnań i podsumowań.

Rano przed śniadaniem wsiadam na rower i tym razem dojeżdżam do morza! Tak naprawdę jest to część dawnej linii brzegowej która teraz jest słodkowodnym jeziorem. Po drodze spotykam stada królików dziko biegających po łąkach.

Gdy już wróciłem do obozu czuć w powietrzu nadchodzące rozstanie. Tego dnia gramy w gry plenerowe, wspólnie gotujemy i dziękujemy sobie za wspólnie spędzony wspaniały czas.

Dziękuję Fundacji Pracownia Nauki i Przygody za te wspaniałe przeżycia.

Serdecznie polecam i zachęcam każdego do przyłączenia się i do uczestniczenia w takim projekcie.

Kris Zdobywca.