Młodzież na statki – artykuł Magdaleny Słodczyk

Magdalena Słodczyk na „Pogorii”, fot. Viesturs Lūsis

Magda była stypendystką naszego rejsu rozwojowego. Po nim powstał poniższy tekst.

Taki nastał ciekawy czas, że dużo rzeczy w życiu przychodzi do nas, wiedza jest na wyciągnięcie ręki, a rozrywka wręcz otacza z każdej strony. Nie jest problemem zdobycie jedzenia, czy przeżycie, wręcz nie zastanawiamy się nad tym. Po prostu – wykonujemy obowiązki, które narzuca nam proces socjalizacji. Jest to jedyny wymóg do “zdrowego” życia. My – uczniowie, studenci wchodząc w ten system, mamy za zadanie dopasować się. Znaleźć sens, hobby, nasze mocne i słabe strony, dzięki którym będziemy mogli panować nad swoim życiem poprzez rozwój osobisty, pracę, życie wśród ludzi. 

Często jednak jest tak, że koniec końców po liceum czy nawet technikum, są ludzie nie znający własnej ścieżki, a przecież to już teraz trzeba zadecydować o przyszłości! Jak ja mam się wpasować? Całe życie wykonywać coś, czego nie lubię bo muszę? Kiedy w końcu zaczyna się “prawdziwe życie” czasem wiele lat zajmuje komuś odkrycie własnego “ja”, doświadczeniami jakie zgotował los i ciężką pracą powoli odkrywa siebie. Może być za późno, gdy zaczyna się rozumieć sens, stracone lata młodości, źle wykorzystane. 

Życie oferuje nam tak wiele, a my nie widzimy tego. Czy przez to, iż jesteśmy przytłoczeni medialnym światem, gotowymi odpowiedziami? Być może. Problemem na pewno jest fakt, że jesteśmy przyzwyczajeni, aż nam zostanie coś podane na tacy – podsunięte pod sam nos. Kiedy coś przechodzi obok – nie widzimy. Nawet nie chcemy dostrzec bo trzeba spojrzeć, wykonać jakiś ruch, a nie zostaliśmy tego do końca nauczeni. 

System nauczania zakłada – wykształcić w naukach ścisłych i humanistycznych, co ze społeczeństwem? Nie wydaje mi się, by nauką życia w społeczeństwie było przebywanie pięć dni w tygodniu z dziećmi, które potrafią być okrutne i zachowywać się kompletnie inaczej niż w domu. Ilu rodziców gdy dowiaduje się, że jego dziecko jest bardzo niegrzeczne odpowiada: “Ale przecież w domu jest taki spokojny…”. 

Nie znamy siebie! Rozwój to proces ciągłych zmian – wzrostu, myślenia. By poznać kim tak naprawdę jesteśmy trzeba “wyjść z siebie i stanąć obok”. Postawić się w sytuacji, której nie ma na co dzień. Doświadczyć prawdziwej pracy (najlepiej zespołowej), ciężkich warunków, a nawet problemów, które tylko grupowo będzie się dało rozwiązać. I nie mówię tutaj o prezentacji na ocenę, tylko o przygodzie.

fot. Viesturs Lūsis

Cytując słownik języka polskiego słowo przygoda definiuje się: “niezwykłe zdarzenie spotykające kogoś, odbiegające od zwykłego trybu życia tej osoby” oraz “zespół przeżyć i doświadczeń związanych z jakimś okresem w życiu” – Czy nie jest to coś co najbardziej uczy życia? Przeżycie i doświadczenie.

Przygoda. Gdzie można doświadczyć? Pewnie nie w domu, przed komputerem, chociaż niektórzy uważają gry za swego rodzaju przygodę (co nie odbiega od prawdy, jednak cieleśnie nie doświadczamy bodźców). Wycieczki szkolne – nie chodzenie za przewodnikiem i słuchanie – a odkrywanie tajemniczych miejsc. Trzeba pozwolić znaleźć, wysilić się, by osiągnąć zwycięstwo! Czy nie tego oczekujemy w życiu? Sukcesów? 

Jest też coś, co osobiście uważam za najlepsze życiowe doświadczenie i przeżycie – Sail Training. Niestety bardzo wiele osób nie słyszało o tym. Gdyby nie wykorzystanie okazji, która przechodziła obok, do dziś żyłabym w świadomości, że nie ma nic więcej oprócz gór i jachtów na jeziorach. Okazuje się, że właśnie taka nauka przez żeglowanie, spełnia wszystkie wymogi aby móc zostać nazwana “Prawdziwą Przygodą”. Dlaczego?

Warunki, które panują na wodzie nie zawsze są idealne – oprócz słońca i przyjemnego wiatru są również sztormy, szkwały, porywy wyrywające żagle oraz choroba morska. Wtedy też trzeba żyć, na statku zawsze ktoś na Ciebie liczy. Nie jesteś sam – jesteś częścią załogi, która Cię potrzebuje, statek nie zatrzyma się nagle, nie przeczeka, mogą być potrzebne żagle do rozwinięcia bądź sklarowania(zwinięcia), a nie jest to przyjemna praca, gdy fale bujają i trzeba wchodzić na wysokość piętnastu metrów po drabince. 

fot. Viesturs Lūsis

Dopiero teraz można odkryć siebie oraz drugiego człowieka, jaki jest naprawdę. 

Uczymy się, życia pod presją czasu, ludzi i warunków. Życia w społeczeństwie, które nie oszukujmy się – często dokładnie tak wygląda.

Czy nie jest to prawdziwa nauka przez doświadczenie? Przecież to właśnie ono jest najbardziej pożądane, pracodawca woli zatrudnić osoby z doświadczeniem bo mają jakąś wiedzę. 

Niestety system nauczania nie przewiduje, aby młodzież szkoliła się poprzez doświadczenie. Zapomina się o tym (albo pomija to). Podobno człowiek uczy się na błędach. Szczerze nie wiem czy większą nauką jest źle zrobione zadanie i poprawienie go, czy w kryzysowej sytuacji (kontrolowanej, pamiętajmy, że na przykład na statkach nikt nie jest pozostawiony bez opieki) rozwiązanie problemu? 

fot. Viesturs Lūsis

Co ciekawe istnieje coś takiego jak “Szkoła pod żaglami”, która prowadzi normalne, szkolne zajęcia podczas na przykład miesięcznego rejsu. Chociaż wiąże się to z kosztami i nie każdy może pozwolić sobie na dłuższy rejs statkiem, myślę, że w system nauczania dałoby się wpisać naukę przez doświadczenie. Jest do tego pełno możliwości, są ludzie, którzy oferują często nawet i darmowo tego typu zajęcia (Fundacja Nauki i Przygody). Warto spróbować, zaufać, dostać lekcję na całe życie. To naprawdę pomaga. Wiem to ja, moi znajomi, ludzie, którzy po miesięcznym rejsie rzucili pracę biurową i zostali marynarzami. 

Panta rhei – zakotwicz się przez doświadczenie. 

Jesteś pewien, że wiesz kim jesteś? Spróbuj odbić się od dna, a wypłyniesz jako inna osoba.